Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Klątwa w Sączowie - kolejna tragedia przy tej samej ulicy

Anna Zielonka
W miejscu, w którym doszło do wypadku, nie ma zniczy. w Sączowie panuje pozorna cisza, ale wszyscy są w szoku
W miejscu, w którym doszło do wypadku, nie ma zniczy. w Sączowie panuje pozorna cisza, ale wszyscy są w szoku FOT.M.SUCHAN
Tu nie ma czegoś takiego jak kuligi. Kiedyś, gdy byłam dzieckiem, chodziło się na Dziewczą Górkę i zjeżdżało na sankach albo na nartach. A teraz, gdy w tamtym miejscu powstaje autostrada, zimą w Sączowie naprawdę nie ma co robić - mówi Klaudia Kuś, nastolatka z Sączowa.

Chodzi do liceum w Będzinie. W jej szkole wszyscy wciąż mówią o tragedii, do której doszło w sobotę.

10-letni Patryk i 8-letnia Paulinka jechali na sankach przyczepionych do samochodu ojca. Nagle sanki zjechały na lewy pas, prosto pod nadjeżdżający autobus. Patryk zginął. Paulinka walczy o życie.

- Byłam na miejscu tego wypadku. Wszyscy pomagali. Jak tylko mogłam, wspierałam matkę tych dzieci. Pamiętam jej płacz, gdy usłyszała, że jej synek nie żyje. Wciąż nie mogę otrząsnąć się z tego, co tam widziałam - mówi ekspedientka w jednym ze sklepików w Sączowie. Co chwilę do jej sklepu wchodzą jacyś ludzie robią zakupy i roztrząsają to co się stało. Wszyscy tu się znają, bo to mała miejscowość. Dlatego tym bardziej płaczą nad tragedią swoich sąsiadów.

- Rodzice tych dzieci to dobrzy ludzie. Grzeczni, zawsze uśmiechnięci. Dzieci dobrze wychowywali - mówi Henryk Janota, sąsiad rodziny dotkniętej tragedią. Sączowianie znają okoliczności wypadku. Wiedzą też, że ojciec dzieci nie chciał źle.

- Jeździ tirami, z dziećmi rzadko się widywał. Po prostu chciał sprawić im przyjemność, a dzieciom przecież się nie odmawia - mówi Danuta Mańczyk, mieszkanka Sączowa. - Jakiejś tradycji robienia kuligów u nas nie ma. Może kiedyś jakieś 30 albo 50 lat temu ludzie organizowali takie atrakcje - dodaje.

Wczoraj przy tej samej ulicy doszło do kolejnej tragedii: zmarło siedmiomiesięczne niemowlę. Zakrztusiło się, a pogotowie dojechało za późno. Teraz ludzie w Sączowie mówią, że na ich miejscowość to chyba jakaś klątwa spadła.

- Gdy usłyszeliśmy syrenę, wspięliśmy się na most, żeby zobaczyć, co się dzieje - mówi Janusz Gółkowski, który pracuje w pobliżu przy budowie autostrady. - Myśleliśmy, że znowu jakiś wypadek na drodze. A tu się okazuje, że kolejne dziecko nie żyje. To chyba jakieś miejsce przeklęte. Lepiej jak najszybciej stąd uciekać - dodaje.

Pan Janusz prowadzi nas do swojego kolegi z budowy. To Stanisław Mańko - ten sam mężczyzna, który wyciągnął dzieci spod autobusu za pomocą dźwigu. Operacja była bardzo ryzykowna, na szczęście pomogli mu strażacy i policjanci.

- Po wypadku nie spałem całą noc. Do pracy w niedzielę wstałem o 5 nad ranem, ale do tej pory nie mogę patrzeć na miejsce, w którym to się stało - mówi ze łzami w oczach.

Paulinka nadal jest w stanie śpiączki farmakologicznej, rokowania lekarzy ostrożne

Stan zdrowia 8-letniej Paulinki, która po sobotnim, tragicznym wypadku w Sączowie, trafiła do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach nadal jest bardzo ciężki, ale w miarę stabilny.

W nocy z soboty na niedzielę dziecko przeszło operację neurochirurgiczną. Jak udało nam się ustalić, obecnie dziewczynka cały czas przebywa w stanie śpiączki farmakologicznej i nie odzyskała przytomności. Wczoraj miała przejść kolejne badania. Dopiero potem lekarze zadecydują o dalszym toku postępowania. Jednocześnie rodzice Paulinki zastrzegli, by katowicki szpital nie podawał oficjalnych informacji o stanie zdrowia ich córki. PAS

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bedzin.naszemiasto.pl Nasze Miasto