Gabriela Głogowska jest mieszkanką Łagiszy od siedmiu lat. Mieszka na peryferiach, tuż obok lasu. Do tej pory nie narzekała na swoją dzielnicę. Problemy zaczęły się po zimie.
Dziura na dziurze
- Mieszkam w dzielnicy przemysłowej, co niestety widać. Kiedy wyjeżdżam od siebie z domu z ulicy Podleśnej, jadę przez Dębową, Niepiekło, Podłosie, Energetyczną. Stan tych ulic jest fatalny. Wiadomo z czego to wynika: mieści się tu wiele firm i zakładów, drogi są eksploatowane przez wielkie ciężarówki, co widać. A cierpią na tym mieszkańcy - mówi pani Gabriela.
Tak było i w latach poprzednich. Ubytki były widoczne zwłaszcza po zimie.
- Dziury naprawiano i było całkiem znośnie. Natomiast w tym roku chyba o nas zapomniano. Wystarczy przejechać się po tych ulicach. Dziura na dziurze, prawdziwe sitko. Najgorzej jest na zakrętach. Przecież płacimy podatki i mamy prawo jeździć tak, by nie ryzykować za każdym razem uszkodzeniem samochodu - mówią państwo Głogowscy.
Józef Kupajski, dyrektor Powiatowego Zarządu Dróg, uspokaja:
- Właśnie skończyliśmy naprawiać ubytki przy ulicy Dębowej, sam to sprawdzałem. Już zaczęliśmy kolejne ulice w tamtej okolicy, m.in. na Podłosiu. Myślę, że w ciągu tygodnia powinno być widać, że stan tych dróg się poprawia. Rozumiemy problem, ale ubytków jest bardzo dużo i musieliśmy zacząć od najgorszych. Nie wszystkie jednak z wymienionych dróg, jak np. Energetyczna, są drogami powiatowymi.
Jak stąd wrócić?
Drugim problemem, na który zwracają uwagę mieszkańcy ulicy Podleśnej, jest komunikacja.
- Kursują tu minibusy. Częstotliwość ich przyjazdu nie jest duża. Jeśli ktoś się spóźni, to musi czekać godzinę. Dodatkowo problem powstaje popołudniami. Jeśli ktoś chce dojechać do Dąbrowy Górniczej, a nie zdąży na godzinę 16, to ma problem. Jest to ostatni kurs do tego miasta. Nie jest lepiej, kiedy chce dotrzeć do Będzina. Minibus przyjedzie o godz. 17, a potem dopiero o 21 - opowiada pani Gabriela.
Nieraz było już tak, że odwiedzający ten zakątek musieli wędrować kilometr do kolejnego przystanku. Na razie nic na to nie poradzimy
Stanisław Surmik, naczelnik Wydziału Inżynierii i Ochrony Środowiska rozumie mieszkańców, ale podkreśla, że do tego typu kwestii należy podejść racjonalnie.
- Przede wszystkim na jakiekolwiek zmiany w kursowaniu zgodę muszą wyrazić wszystkie gminy, przez które przejeżdża autobus. Po drugie, robiliśmy badania sondażowe dotyczące napełnienia i niestety na wielu liniach jest ono bardzo małe - tłumaczy naczelnik.
Co roku miasto dopłaca około 6 milionów złotych w dotacji do przejazdów autobusowych KZK GOP.
- Wszędzie tam, gdzie jest to możliwe, sprawę analizujemy i staramy się, aby ułatwić przejazdy mieszkańcom - twierdzi naczelnik.
Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?