CKS pierwszoligowiec — niosło się po hali sportowej w Czeladzi. Koszykarze 1924 Czeladź spełnili pokładane w nich oczekiwania i na dwie kolejki przed zakończeniem sezonu wywalczyli awans do I ligi.
Mecz ze Startem Lublin nie dostarczył wielu emocji.
— Rywale nie postawili nam wygórowanych wymagań, ale wyszliśmy na parkiet bardzo skoncentrowani. Wiedzieliśmy, że musimy postawić kropkę nad i — tłumaczył Maciej Guzik, koszykarz CKS.
Miejscowi kibice jedynie w pierwszych minutach mogli mieć wątpliwości, czy ich drużyna wygra. Wprawdzie koszykarze CKS, po efektownych akcjach Marcina Miękusa objęli prowadzenie 6:0, ale goście po chwili wyrównali. Po rzucie za trzy punkty Piotra Ostrowskiego objęli nawet prowadzenie 7:6.
Później jednak na parkiecie dominowała tylko jedna drużyna. Gospodarze raz za razem kończyli swoje akcje punktami.
Szkoleniowcy Startu bardzo impulsywnie reagowali na wydarzenia na parkiecie. Brylował w tym Piotr Karolak, drugi szkoleniowiec lubelskiego zespołu. Głośno komentował zagrania swoich zawodników, jak i decyzję sędziów. W ósmej minucie, po nałożeniu przewinienia technicznego na Artura Bidyńskiego nie wytrzymał. Podbiegł do obserwatora zawodów z ramienia PZKosz.
— Co ten pan robi? — krzyczał.
Arbiter od razu zareagował. Stwierdził, że jeśli się nie uspokoi odeśle go na trybuny.
— Nie będę już nic mówił. Może być pan pewny, już nic nie powiem — łagodził.
Długo w swoim postanowieniu nie wytrzymał, choć nie był już tak porywczy i sędziowie nie musieli go uspokajać.
Przewaga gospodarzy szybko rosła. Na pierwszą przerwę schodzili prowadząc 30:16. Druga kwarta natomiast to popis Krzysztofa Morawca. Imponował skutecznością rzutów za trzy punkty wywołując podziw na trybunach. Aż pięć razy z rzędu popisał się celnymi rzutami zza linii 6,25 m. To przede wszystkim dzięki niemu w 17 minucie było już 45:24 i opiekun CKS, Tomasz Służałek mógł wpuścić na parkiet rezerwowych.
Z kolei Krzysztof Ziemoląg, szkoleniowiec Startu starał się ratując sytuację prosząc o przerwę. Na nic się to zdało. Jego uwagi nie przyniosły żadnych efektów. Przewaga miejscowych była wręcz przygniatająca.
W zespole z Lublina jedynie Piotr Ostrowski był w stanie przeciwstawić się gospodarzom. Znacznie poniżej oczekiwań wypadli mający doświadczenie z parkietów ekstraklasy Michał Sikora oraz najlepszy strzelec Startu Michał Marciniak. Ten drugi choć, zwykle zdobywa po 30 punktów, tym razem nie oddał ani jednego celnego rzutu.
— To był kucz do zwycięstwa. Wyłączyliśmy im z gry Marciniaka. Bez niego byli bezradni — podsumował Tomasz Służałek, trener CKS.
Na długo przed ostatnim gwizdkiem sędziego stało się jasne, że czeladzianie tego meczu nie przegrają, choć kończyli go w rezerwowym składzie. Kibice skandowali „CKS pierwszoligowiec”, „ Nigdy więcej drugiej ligi” i „Dziękujemy, dziękujemy”.
Po ostatnim gwizdku sędziego natomiast część widzów wbiegła na parkiet i wyściskała swoich koszykarzy.
— Nie ma miejsca na świętowanie. Na to przyjdzie czas po ostatnim meczu. Chcemy awansować z klasą, a to oznacza, że mamy zamiar wygrać wszystkie spotkania do końca rozgrywek — zapowiedział Guzik.
CKS 1924 Czeladź — Start Lublin 108:84 (30:16, 28:22, 23:19, 27:27)
CKS: Morawiec 27 (7), Weselak 19, Rener 11 (1), Miękus 9 (1), Bąk 7 oraz Zmarlak 8, Służałek 7 (1), Jarkiewicz 6, Guzik 6, Limański 5 (1), Stanowski 4, Kita 0.
STUDIO EURO PO HOLANDII
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?