MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

W zaczarowanym ogrodzie...

KATARZYNA WOLNIK
Siedzę pod gruszą i mam święty spokój.
Siedzę pod gruszą i mam święty spokój.
O! Proszę spojrzeć. Kwiatki już zaczynają się kurczyć. Więdną w oczach - Maksymilian Baron pokazuje najważniejszy okaz w swojej hodowli. Kaktus od 20 lat stoi na schodach domu. Baron dostał go od szwagra.

O! Proszę spojrzeć. Kwiatki już zaczynają się kurczyć. Więdną w oczach - Maksymilian Baron pokazuje najważniejszy okaz w swojej hodowli. Kaktus od 20 lat stoi na schodach domu. Baron dostał go od szwagra. I wprawdzie rodzinny ogrodnik mówił mu, jak nazywa się niezwykły okaz, ale kto zapamiętałby łacińską nazwę.

Nie nazwa jest zresztą najważniejsza, ale to, co się pod nią kryje. Maksymilian od dwóch tygodni spodziewał się, że kaktus zakwitnie. Najpierw pojawiły się dwa pędy. We wtorek rano wreszcie pokazały się biały kwiatki. Słodki, intensywny zapach, roznosił się po całym ogrodzie.

- W tym roku kwitnie po raz czwarty. Cztery lata temu kwiatków było aż dwanaście - opowiada hodowca roślin. - Ale najciekawsze jest to, że wieczorem już tych kwiatków nie będzie, zostaną tylko kłujące kolce.

W domu Baronów w każdym pokoju stoją kwiaty. Wszystkich będzie z 30. W lecie roślinki najlepiej czują się w ogrodzie. Tam też najchętniej od lat wypoczywa Baron.

- Okolica, w której mieszkam, to oaza spokoju w centrum miasta. Szpaczki i kosy śpiewają, roślinki rosną, a ja sobie leżę pod gruszą. Czego więcej potrzeba do szczęścia? - pyta retorycznie Baron.

Miłość do przyrody wyniósł z domu rodzinnego. Podpatrywał, jak mama pielęgnuje rośliny.

Ogrodnik-amator 25 lat pracował w dozorze na "Julce". Wtedy kwiatami zajmował się tylko "z doskoku", w przerwach między szychtami. Teraz, na emeryturze, ma wreszcie święty spokój, przerywany tylko przez szczekanie Rukiego. Żona w pracy, dwaj synowie, Tomek i Piotrek, wyjechali na wakacje.

- Na początku chłopcy zajmowali się kundelkiem i rybkami. Potem im przeszło. Ale i tak zawsze ja byłem odpowiedzialny za zwierzyniec i "ogród botaniczny" - przyznaje z dumą głowa rodziny.

Rano pobudka o 4.30. - Tak mi zostało z górniczych czasów - śmieje się emeryt.

Najpierw poranna kawa i prasa. Potem trzeba podlać kwiatki, nakarmić gołębie i wyjść z psem. Hodowla gołębi to też rodzinna tradycja Baronów.

- Mieszkaliśmy w domu w Szarleju. To była dawna Dworcowa. Domy należały do kopalni Radzionków. Ojciec od zawsze zajmował się gołębiami. A ile ich miał! Dla nas zawsze największą karą było czyszczenie gołębnika - wspomina Maksymilian.

Teraz hodowanie gołębi to już sama przyjemność: - Rano wypuszczę, żeby sobie polatały. Wieczorem, koło siódmej, ptaszki wracają. Teraz akurat upodobały sobie dach domu sąsiada.

Jedno tylko niepokoi Barona. Żona jest przekonana, że gołębi jest 6. A teraz się dowie się, że naprawdę jest ich 12.

- Już kiedyś za kawalera miałem gołębie, ale potem zaczęło się w głowie zawracać i pojawiły się cele wyższe! - śmieje się. - Ale na szczęście mam tolerancyjną żoną. Zimą zanoszę kwiaty z ogrodu do piwnicy. Na wiosnę wystawiam doniczki na parapet, żeby rośliny się ruszyły. Wtedy słyszę: a kto będzie te parapety czyścił!

Pasję piekarzanina podziela mieszkająca na piętrze siostrzenica Basia.

- Basia mówi tak: wujek, ja ci kupię kwiaty, a ty zasadź i podlewaj - cytuje wujek. - To najprostszy sposób, żeby mieć ładny ogród. Trzeba mieć prywatnego ogrodnika!

Baron profesjonalnym ogrodnikiem nie jest. Czyta fachowe książki i czasopisma, ale eksperymenty pociągają go najbardziej.

- Zwożę z całej Polski szczepki roślin, sadzę i czekam, co z tego wyrośnie. W Jarosławcu zerwałem z żoną z dzikiego stawu kaczeńce. Rosną zdrowo i kwitną co roku w czerwcu. Nie zawsze jednak udaje się wyhodować roślinę. Na śmietniku w Miechowicach znalazłem kiedyś coś, co podobno nazywa się skrzydłouszek. Chuchałem, dmuchałem, ale kwiatek klapnął - opowiada Maksymilian.

Na szkodniki, zdaniem hodowcy, najlepsza jest młoda pokrzywa: - Musi trochę postać. Przez gazę musimy wycisnąć sok i spryskać liście - radzi.

Czasem trzeba było się pozbyć rośliny, bo nie mieściła się w pokoju. Tak było z wielką kencją. - Szkoda mi każdego ściętego i sprzedanego kwiatka. Codziennie obserwuje się, jak rosną, a potem, któregoś dnia, ścina się łodygę. Serce się kroi! Nawet jak ucinam kwiaty dla żony (kiedy daję żonie kwiaty, nie chodzę do kwiaciarni, tylko pytam: które ci ściąć!), choć wtedy daję z głębi serca - wyznaje ogrodnik. - Kolega kiedyś przyszedł i pyta: a co to masz za ziele? Jak rok temu znalazłem pierwszego gołębia, koledzy mówili: ukręć mu głowę. Po co ci on? Nie mogłem. Gołąb miał złamane skrzydło. Żona opatrzyła. Znaleźliśmy gołębicy partnera i tak to się zaczęło...

Z kwiatkami, tak jak ze zwierzętami, trzeba rozmawiać.

- Dla mnie te palmy, filodendrony, fuksje, fiołki, słoneczniki, agawy są jak członkowie rodziny - mówi Baron. - Człowiek chodzi, dogląda, pilnuje, obserwuje. Tak jak z małymi dziećmi, sprawdza się, czy mokro, czy sucho, czy głodny.

Białe kwiatki niezwykłego kaktusa zaczynają więdnąć w oczach.

- Ten kwiatek przeżyje mnie na pewno! Kaktusy są wieczne - twierdzi ogrodnik.

od 7 lat
Wideo

Młodzi często pracują latem. Głównie bez umowy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bedzin.naszemiasto.pl Nasze Miasto