MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Pijane kobiety są najtrudniejsze do ujarzmienia

MAGDALENA NOWACKA
Przy ul. Małachowskiego policjanci interweniują prawie podczas każdego patrolu.
Przy ul. Małachowskiego policjanci interweniują prawie podczas każdego patrolu.
Piątek, godzina 22. W Komendzie Powiatowej Policji w Będzinie trwa odprawa - rozdzielenie rejonów dla poszczególnych patroli, przypomnienie o trwających akcjach "Bezpieczne wakacje 2003" i "Mak, konopie 2003".

Piątek, godzina 22. W Komendzie Powiatowej Policji w Będzinie trwa odprawa - rozdzielenie rejonów dla poszczególnych patroli, przypomnienie o trwających akcjach "Bezpieczne wakacje 2003" i "Mak, konopie 2003". Odprawa mija szybko i sprawnie.

Policjanci, Grzegorz Majka i Piotr Wolniaczyk wraz z komisarzem Robertem Kwartą, kontrolnym służby, przejeżdżają wolno przez osiedle Syberka. Ten rejon przydzielono im na tę noc. Jednak na polecenie dyżurnego jadą wszędzie, gdzie przyda się ich pomoc.

- Przy ulicy Zwycięstwa 10 i 12 nie działa oświetlenie uliczne - melduje dyżurnemu Grzegorz Majka.

Przed godziną 23 pierwsze wezwanie. Na placu Kazimierza wybuchł pożar. Zdarzenia w tej części miasta nie dziwią nikogo. Mieszkańcy Będzina nazywają ją ,dzielnicą cudów". Na miejscu są już strażacy. Poparzonego, starszego mężczyznę odwieziono do Szpitala Miejskiego nr 1, blisko miejsca zdarzenia. Płomieni już nie widać, wszędzie unosi się pełno dymu. Strażacy wyrzucają przez okno tlące się jeszcze szmaty i kartony, na ziemię spadają też kawałki szyb.

Funkcjonariusze policji próbują ustalić tożsamość poszkodowanego i przebieg zdarzeń.

- Wszyscy mówią na tego mężczyznę po prostu "Dziadek". To starszy człowiek. Mieszka tu już od 4 lat. Przez 2 lata z synem, teraz sam. Ma chyba 70 lat, na pewno wymaga opieki. Ten pożar był do przewidzenia. "Dziadek" znosi do domu stare szmaty, kartonowe pudła, wszystkie te rzeczy są pożywką dla ognia. Płomienie zauważyła jedna z sąsiadek. Zadzwoniła po straż pożarną i zaalarmowała pozostałych mieszkańców. Całe szczęście, że strażacy przyjechali tak szybko. Poszlibyśmy z dymem, tu są drewniane stropy, a "Dziadek" zaczadziłby się na pewno. Pracuję w będzińskim szpitalu. Znów będą się pytać, co takiego działo się w okolicy mojego mieszkania - wzdycha Jadwiga Majcher, lokatorka kamienicy przy ul. Moniuszki.
Grzegorz Majka i Piotr Wolniaczyk sprawdzają spalone mieszkanie. Zgodnie z opisem sąsiadów, podłogi pokrywają szmaty na grubość pół metra.

- "Dziadek" papierosów nie pali, przyczyną pożaru musiało być coś innego. Często miał wyłączony prąd, palił w domu ognisko, żeby się ogrzać - opowiada Michał Majcher, syn pani Jadwigi.

- Nawet zwracałem mu uwagę, że kiedyś spowoduje pożar.
Dochodzenie w tej sprawie przejmują strażacy. Policjanci jadą jeszcze do szpitala, by ustalić tożsamość "Dziadka".

- Ma poparzone ręce, trochę twarz - informuje chirurg, Agata Nawrocka i kieruje mężczyznę na badanie internistyczne.

Pacjent jest przytomny, ma już opatrzone dłonie. Podaje swoje dane. Wiadomo już, że nazywa się Franciszek S. Twierdzi, że próbował doprowadzić prąd do mieszkania.

- Zapaliła się lampka, chyba się też przewróciła. Zobaczyłem ogień z podwórka i pobiegłem do mieszkania - relacjonuje przebieg zdarzeń. Nie wiadomo jeszcze, czy spędzi tę noc w szpitalu czy w zniszczonym mieszkaniu.

Kolejne wezwanie to interwencja domowa przy ul. Barlickiego w Grodźcu. Mieszka tu małżeństwo z czwórką dzieci. Mąż, emerytowany górnik, stara się utrzymać rodzinę. Jego żona nie pracuje, za to często zagląda do kieliszka. Pod wpływem alkoholu wywołuje awantury. Po przyjeździe policjanci nie zastają kobiety. Opuściła mieszkanie. Pewnie nie wróci już tej nocy. Będzińscy funkcjonariusze interweniują tu nie pierwszy raz.

Przed północą następna interwencja domowa, tym razem przy ul. Sieleckiej. Dwupokojowe, skromne mieszkanie zajmują dwie siostry, 20 i 27-letnia. Razem z nimi jest też dwoje dzieci starszej siostry, 5-letnie i jednoroczne oraz jej konkubent. Mąż starszej kobiety przebywał od ponad roku w Niemczech i właśnie wrócił do domu. Doszło do awantury, podczas której małżeństwo piło alkohol.

- Ja już nie mam siły. Siostra cały czas pije, ja muszę się zajmować jej dziećmi - skarży się młodsza z kobiet.
Policjanci opanowują sytuację i odwożą nietrzeźwe, awanturujące się małżeństwo do Izby Wytrzeźwień w Sosnowcu. Po powrocie jadą na ul. Małachowskiego. Policję wezwał mężczyzna, skarżący się na zakłócanie ciszy nocnej. Na klatce schodowej stoi zgrabna, młodo wyglądająca kobieta. Jest pod wpływem alkoholu, rozhisteryzowana. Przyszła tu do dawnego konkubenta.

- Byłam z nim 7 lat, kocham go... - tłumaczy.

Nocny patrol dzwoni do drzwi. Zgłaszający zakłócenie ciszy nocnej skarży się:

- Ciągle mnie nachodzi, choć nie jesteśmy ze sobą już od 3 lat. Załatwiła mi się pod drzwiami. Mam inną kobietę, dziecko.

Awanturującą się kobietę trudno przekonać, żeby odeszła od drzwi dawnego ukochanego. Jednak dzięki doświadczeniu i znajomości psychologii policjanci sobie poradzili. Po kilkunastu minutach kobieta siedzi już w radiowozie. Tę noc spędzi w sosnowieckiej Izbie Wytrzeźwień. Ma 2,32 promila alkoholu we krwi.

Grzegorz Majka i Piotr Wolniaczyk jeszcze dwa razy wrócą na ul. Małachowskiego, ale już w innych przypadkach.

- Tej nocy dominowały wezwania do awantur domowych, których bohaterkami w większości były nietrzeźwe kobiety. Interwencje w takich sytuacjach są często trudniejsze od tych, w których biorą udział nietrzeźwi mężczyźni - podkreśla komisarz Kwarta.

od 7 lat
Wideo

Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bedzin.naszemiasto.pl Nasze Miasto