Musieli wyskakiwać w biegu!

Tego dnia nic nie zapowiadało tragedii. Grzegorz Bednarowicz od ponad jedenastu lat pracuje w kolejnictwie. Maszynistą jest od trzech lat. Wczoraj w trasę wybrał się razem z Rafałem Kościelnym, pomocnikiem o podobnym stażu w tym zawodzie - dziesięć lat. Prowadzili pociąg z próżnymi węglarkami do "Polcarbonu" w Grodźcu ze składu Kuźnicy Warężyńskiej. Jechali po węgiel. Była prawie dziewiąta rano. Zbliżali się do stacji niedaleko byłej nastawni Będzin Grodziec.

Cudem uratowani

Nie jechali szybko, jak mówią - 28 kilometrów na godzinę. W pewnym momencie obaj zauważyli, że tory przed nimi nagle się kończą.

- Brak torowiska zobaczyliśmy w ostatniej chwili. Trawa tu jest wysoka, wszystko zasłania - opowiada pan Grzegorz.
Mówi spokojnie i z opanowaniem. Minęło już jednak kilka godzin od chwili, kiedy wydarzył się wypadek.

Długość hamowania przy tej prędkości wynosiła około 600 metrów. Maszyniści szybko ocenili sytuację.

- Wiedzieliśmy, że dalej jest około 25-metrowa skarpa. Istniało duże prawdopodobieństwo, że lokomotywa tam się stoczy. Musieliśmy podjąć decyzję jak się ratować - opowiadają maszyniści.

Obaj wyskoczyli z jadącego jeszcze pociągu. Na szczęście zdążyli. Skoki nie zakończyły się dla nich żadnym uszkodzeniem ciała. Tymczasem lokomotywa wykoleiła się i powoli zaczęła zbaczać. Nie stoczyła się jednak ze skarpy. Obaj pracownicy PKP twierdzą, że to, iż żyją, można określić cudem.

Tu byli złodzieje

Do katastrofy doszło, bo ktoś skradł szyny.

- Ukradziono 22 metry prawego toku szynowego. Trudno ustalić kiedy to mogło się zdarzyć. W sobotę i niedzielę była przerwa w przejazdach. Złodzieje mogli rozkręcić tory na przykład w piątek - mówi Jan Grabania, zastępca naczelnika sekcji eksploatacji PKP z Dąbrowy Górniczej w Ząbkowicach.
Dodaje także, że w marcu ubiegłego roku nieznani sprawcy spalili budkę dyżurnego. Mieściła się ona tuż przy tej stacji, gdzie zdarzył się wypadek.

- Niestety, kradzieże torów są nagminne. A to może skończyć się tragedią. Na szczęście maszyniści uniknęli śmierci. Niewiele brakowało! - podkreśla Jan Grabania.

Dochodzeniem w tej sprawie zajmuje się obecnie Komenda Powiatowa Policji w Będzinie.

- Kilka lat temu mieliśmy tam po prostu lawinę kradzieży fragmentów torowisk. Oprócz istniejącego do dzisiaj toru, było tam jeszcze osiem torów nieczynnych i one padały łupem złodziei. Dwa lata temu przeprowadziliśmy policyjną akcję, by ostatecznie ukrócić złodziejski proceder. Zatrzymano sześcioosobową zorganizowaną grupę złodziei - mówi Monika Francikowska, oficer prasowy z KPP w Będzinie.

Od przeszło roku, jak twierdzi policyjny rzecznik, nie odnotowano kradzieży torów w tamtej okolicy. Został tu tylko jeden tor. Pozostałe, których części jeszcze nie rozkradziono, zdemontowali pracownicy PKP.

- Zatrzymanie sprawców tej kradzieży z pewnością nie będzie łatwe. Na pewno będziemy sprawdzać skupy złomu - podkreśla komisarz Francikowska.

W 2003 roku na terenie powiatu będzińskiego odnotowano 39 kradzieży mienia PKP. W marcu tego roku było ich osiem, w tym dwa razy w Sławkowie. Najczęściej łupem złodziei padają linki dławikowe, transformatory i inne fragmenty torowiska.