Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czeladź: Co działo się z dziećmi. Sprawa trafi do prokuratury

Katarzyna Kapusta
fot. sauer
Czeladź: Co działo się z dziećmi przez dwie godziny? Sprawa trafi do prokuratury. Mimo nadzwyczajnej sesji, nie wyjaśniono, co przez dwie godziny działo się z niepełnosprawnymi dziećmi z Czeladzi.

Czeladź: Co działo się z dziećmi przez dwie godziny?

W poniedziałek w Czeladzi odbyła się nadzwyczajna sesja dotycząca dwugodzinnego "poślizgu" przewoźnika transportującego niepełnosprawne dzieci z Czeladzi ze szkoły do domu. Dzieci przyjechały do domów dwie godziny później niż powinny. Co się z nimi wtedy działo?

Rodzice w związku z tym wydarzeniem złożyli skargę w gminie. Podczas sesji radni niemal jednogłośnie zdecydowali, że sprawa zostanie skierowana do prokuratury.

Radni zdecydowali także, że zarówno dowóz, jak i odbiór dzieci będzie szczegółowo kontrolowany każdego dnia.

Rodzice nie kryli swojego rozczarowania. - Okazuje się, że pomimo to, że zgłaszaliśmy pewne sprawy, dopóki nie ma tego na papierze, to dla urzędników problem nie istnieje. Drugi raz takiego błędu nie popełnimy. Chcę po prostu wiedzieć, gdzie przez dwie godziny było moje dziecko - mówi Agnieszka Furtak, matka jednego z niepełnosprawnych dzieci.

Burmistrz Czeladzi, Teresa Kosmala, zdawała się bagatelizować całą sprawę. I od początku sesji zasłaniała się procedurami.

- Sednem tej sprawy i tematem tej sesji jest wyjaśnienie, dlaczego działy się takie rzeczy, o których nam powiedzieli rodzice i co urząd miasta w tej sprawie zrobił - mówiła podczas sesji przewodnicząca rady Jolanta Moćko.

W trakcie sesji odczytano odpowiedź, która została skierowana do rodziców. Z pisma wynika, że przewoźnik zaprzeczył stawianym mu przez rodziców zarzutom. Przyznał jednak, że 7 kwietnia nastąpiło opóźnienie w dowozie dzieci do domu i że rodzice zostali za tę sytuację przeproszeni.

- Nikt nas nie przeprosił - mówią rodzice.

"Podjęliśmy kroki w kierunku możliwości zmiany przewoźnika.

Ze względu na fakt, że jest to końcówka roku szkolnego, brakuje firm, które spełniałyby warunki niezbędne do przewozu dzieci niepełnosprawnych i zgodziły się na wykonanie usługi na tak krótki czas" - napisała w piśmie do rodziców Dorota Dobrócka z UM w Czeladzi.

Według przewoźnika, nie doszło do żadnych uchybień. W piśmie skierowanym do rodziców Marek Piotrowski, właściciel firmy, pisze: "Z całą stanowczością stwierdzam, że usługa przewozu dzieci niepełnosprawnych do Będzina i Dąbrowy Górniczej jest wykonywana starannie (...) Zaznaczam, iż jest to bardzo trudny przewóz, trzeba bowiem rozwieźć 15 dzieci o dużym stopniu upośledzenia ruchowego, w tym 2 dzieci na wózkach inwalidzkich, do dwóch ośrodków w Będzinie i Dąbrowie Górniczej z jedną opiekunką".

Radni nie dali wiary tym wytłumaczeniom i uznali je za niewystarczające. Dwóch radnych zawnioskowało o przekazanie sprawy do prokuratury.

- Jesteśmy do dyspozycji, nie mamy nic do ukrycia - skomentowali rodzice.

PRZYPOMINAMY

Nie wiadomo, dlaczego zamiast pół godziny, dzieci jechały ponad dwie godziny. Co się wtedy działo z niepełnosprawnymi fizycznie i intelektualnie dziećmi? Przewoźnik, firma Skorpion, której właścicielem jest Marek Piotrowski, milczy.

- Nie odpuścimy, póki sprawa nie zostanie wyjaśniona. Chcemy wiedzieć, co działo się z naszymi dziećmi - zgodnie twierdzą Barbara Fiołna i Agnieszka Furtak, mamy niepełnosprawnych dzieci, Laury i Maxima.

Matki interweniowały

Kobiety 8 kwietnia złożyły skargę na przewoźnika, który odbiera ich dzieci ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Będzinie. Dzień wcześniej, 7 kwietnia, dzieci zostały odebrane z ośrodka. O której godzinie? W oficjalnym piśmie wychowawczyni dzieci zapewnia, że o godz. 13.25. Zaś opiekunka odpowiedzialna za opiekę nad nimi podczas podróży utrzymuje, że po godz. 14. W rezultacie dzieci do domu trafiły dopiero po godz. 15, znacznie później niż zazwyczaj. Rodzicom nie daje to spokoju. O pomoc w wyjaśnieniu tej sprawy poprosili redakcję DZ.

- 7 kwietnia kilkakrotnie dzwoniłyśmy do opiekunki, ale nie odbierała telefonów. Odebrała dopiero po naszej interwencji w Urzędzie Miejskim w Czeladzi - mówi Barbara Fiołna, mama Laury. Według relacji matek, opiekunka tłumaczyła, że dzieci zostały odebrane ze szkoły dopiero o godz. 14.

- Opiekunka towarzysząca dzieciom w busie twierdzi, że moja córka miała tego dnia w szkole dodatkowe zajęcia, na których musiała zostać, więc od razu zadzwoniłam do wychowawczyni Laury, która powiedziała, że to nieprawda, a moja córka opuściła szkołę wraz z tą opiekunką po godzinie 13. Do dziś nie otrzymałyśmy odpowiedzi, co działo się w tym czasie z naszymi dziećmi. Jestem matką i chcę wiedzieć, czy moje 14-letnie niepełnosprawne dziecko, które nie mówi, jest bezpieczne i czy nie dzieje się mu krzywda - tłumaczy mama Laury.

Według matek, to nie pierwsza taka sytuacja. Podobne zdarzały się już wcześniej. Kilka miesięcy wcześniej jedna z dziewczynek poruszająca się na wózku i również niemówiąca została zawieziona pod zły adres, a opiekunka nie zaczekała nawet na otwarcie drzwi. Zadzwoniła do drzwi i odeszła. Również na tę sytuację rodzice złożyli skargę.

Przewoźnik milczy

- Dzwoniłam do przewoźnika i prosiłam go, żeby wysłał na tę trasę innego kierowcę - opowiada pani Barbara.
Kobiety chcą, aby miasto zrezygnowało z usług przewoźnika, firmy Skorpion, wyłonionej w drodze przetargu we wrześniu 2013 roku. To firma wielobranżowa Marka Piotrowskiego. Codziennie na zlecenie miasta odwozi do Czeladzi 14 niepełnosprawnych dzieci. Niestety, podany na stronie firmy telefon odebrała osoba, która odmówiła komentarza. Urzędnicy zapewniają, że sprawę wyjaśnią.

- Ze względu na zawiłość sprawy oraz fakt, że większość zarzutów dotyczy odległych miesięcy, pisemnie poinformowaliśmy skarżące osoby, iż postępowanie wyjaśniające potrwa dłużej niż ustawowe 30 dni, a ostateczną odpowiedź na skargę otrzymają po wyjaśnieniu wszystkich wątpliwości - tłumaczy Karolina Juryniec z Urzędu Miejskiego w Czeladzi.

- Poprosiliśmy przewoźnika o wyjaśnienie. W urzędzie odbyło się także spotkanie z rodzicami i z przewoźnikiem. Na spotkaniu stawiły się tylko trzy mamy. Umowa z przewoźnikiem obowiązuje od września i do tej pory nie dotarły do nas żadne inne skargi. Nikt z rodziców nie zgłaszał także jakichś naruszeń - dodaje. W piśmie do urzędu przewoźnik poinformował, że dzieci trafiły do domu z opóźnieniem, bo opiekunka musiała je ubierać. Trwało to długo, dlatego kierowca zdecydował, że pojedzie najpierw po dzieci do Dąbrowy Górniczej i dopiero potem odwiezie dzieci z Będzina do Czeladzi.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bedzin.naszemiasto.pl Nasze Miasto