Artur Szaflik wciąż mieszka w Katowicach w spółdzielczym mieszkaniu, którego głównym najemcą jest jego mama. Mieszka tylko dlatego, że zadłużenie wobec spółdzielni zobowiązali się pokryć jego przyjaciele. A wyniosło ono z odsetkami już 20 tys. zł. Połowę tej sumy przyjaciele wyłożyli od razu z własnej kieszeni. Na nic się to zdało, bo spółdzielnia wypowiedziała jego mamie umowę najmu. Wtedy drugi raz w życiu zawalił się Arturowi świat.
Pierwszy raz poznał to uczucie, gdy miał 16 i był z dziadkami na wakacjach w Szczawnicy. Pośliznął się na mokrej posadzce i wpadł do basenu. Upadek był tak nieszczęśliwy, że uszkodził kręgosłup i sprawił, że Artur jest sparaliżowany od szyi w dół.
Szkoła tolerancji
- Trzeba jakoś żyć - dodawał sobie otuchy. Za pieniądze Państwowego Funduszu Osób Niepełnosprawnych przeprowadzono generalny remont w mieszkaniu, które mieści się na parterze bloku, kiedyś kopalni "Kleofas". Artur podjeżdża do niego od strony swojego balkonu. Poszerzone drzwi umożliwiają poruszanie się w stronę zaadaptowanej do jego potrzeb łazienki.
- Wypowiedzenie najmu tego mieszkania to skazanie mnie na dom opieki społecznej - mówi z żalem. Przekwaterowanie do innego lokum to także oderwanie go od przyjaciół i sąsiadów, dzięki którym funkcjonuje na co dzień.
Dlatego do akcji włączyli się dawni znajomi z Klubu Integracji Młodzieży Pełnosprawnej i Niepełnosprawnej Kaya, który przed laty działał przy popularnym Słowaku w Chorzowie. Założył go jeden z nauczycieli, a nazwę wziął od imienia swojej córki Kai. Uczniowie uczyli się życzliwości i tolerancji, zrozumienia i wyrozumienia. Wspólnie wyjeżdżali na wycieczki. Artur najmilej wspomina wyprawę do Puszczy Kampinoskiej oraz do Zakopanego.
- Wnieśli mnie nawet na Kasprowy Wierch - dodaje z dumą. Wspólnie chodzili do dyskoteki i na koncerty.
Obojętność
Gdy do Artura dotarł list wypowiadający umowę najmu, próbował najpierw sam pertraktować ze spółdzielnią. Chciał zostać głównym najemcą i dbać o mieszkanie, ma przecież rentę. Spółdzielnia nie wyraziła zgody, a odsetki od zadłużenia rosły.
- Pewnie urzędnicy bali się, że ja też nie dam rady utrzymać mieszkania, a pozbycie się osoby niepełnosprawnej jest o wiele trudniejsze - zastanawia się Artur. Przyjaciele, jak zawsze, byli ostatnią deską ratunku. Wiedział, że na mamę nie może liczyć w tej sytuacji. Alkoholizm to choroba, z której jej trudno wyjść.
- Powinna przejść kurację, ale kto się wtedy będzie mną zajmował? - zamyśla się Artur.
Zadzwonił do przyjaciół ze Słowaka, absolwentów tej szkoły i oni, oczywiście, zareagowali. Przecież nie zostawią starego druha samego. Zebrali pierwsze 10 tys. zł, żeby ratować sytuację.
- Zbierzemy i te kolejne 10 tys., ale chcemy, żeby spółdzielnia przepisała umowę najmu na Artura. On się zobowiązuje płacić czynsz regularnie. To jest dobry lokator, ma rentę - przekonuje Janusz Dubiel, obecnie wicedyrektor ds. ekonomicznych Akademickiego Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Chorzowie, absolwent Słowaka.
Przekonuje tak Aleksandra Boronia, wiceprezesa Spółdzielni Mieszkaniowej "Kleofas" w Katowicach. Chwila konsternacji, i jest decyzja.
- Skoro mamy dobrą wolę współdziałania, my, zarząd, ją wykorzystamy - deklaruje prezes Boroń. Spółdzielnia rozłoży zaległości na raty, a po wpłaceniu brakujących 3 tys. zł, zaprzestanie naliczania odsetek.
Artur cieszy się z takiego zakończenia sprawy, ale w środku pozostaje żal, że wcześniej spółdzielnia nie wyciągnęła do niego ręki i nie przystała na jego identyczną propozycję. Odsetki od zadłużenia byłyby mniejsze.
- Gdybym jeszcze mógł pracować, na przykład pisać artykuły, obrabiać i podpisywać zdjęcia... - rozmarza się Artur w swoim łóżku. Wtedy dorobiłby do renty, która wynosi 1.300 zł. Na opłatę mieszkania musi mieć co miesiąc 664 zł. Niewiele zostaje na życie i jakieś przyjemności.
- W końcu jestem już prawie na swoim, muszę dbać o ten dom. Przydałyby się dodatkowe dochody - wyjaśnia. Na prace poza domem nie może liczyć, bo nie wysiedzi w wózku więcej niż trzy, cztery godziny. Potem musi się położyć. Skutki kontuzji wciąż mu dokuczają. Mimo to Artur rozmarza się dalej. Chciałby, żeby pielęgniarka przychodziła do niego codziennie i pomagała w porannej pielęgnacji. Teraz przychodzi do niego cztery razy w tygodniu. Napisał do NFZ, który płaci za tę usługę, by fundusz spełnił to jego marzenie. Musi przecież dba o kondycję codziennie. Odpowiedź brzmiała: "Pacjent nie jest ciężko chory, nie potrzebuje kroplówki, podłączenia specjalistycznej aparatury, cewnikowania". A więc jest za zdrowy na codzienną, godzinną obecność pielęgniarki za publiczne pieniądze.
- Ta odpowiedź to jak policzek - mówi Artur.
To cudownie, że przyjaciele są na każde wezwanie, ale oni w końcu pracują, mają swoje obowiązki rodzinne. Artur to rozumie.
Maciej Kołodziejczyk, absolwent chorzowskiego Słowaka mieszka teraz w Warszawie, ale nawet jak jest w pobliżu w delegacji, zagląda do Artura. Dzwoni często, by spytać, jak mu minął dzień, czego potrzebuje, co mu doskwiera.
- Zaprosił mnie do Warszawy na koncert AC/DC. Pojechałem z Kamilem, moim kolegą z bloku - cieszy się Artur. Teraz obrabia zdjęcia Maćka z podróży do Ameryki, które trafią na stronę internetową. Odwdzięcza się, jak umie najlepiej.
- Maciek jest dla mnie jak brat - mówi z przekonaniem. - Jego siostra Ola, jest też moją siostrą.
Uczy pokory
Artur zaraża swoim optymizmem na odległość. I przez telefon. Ze słuchawką przy uchu spędza wiele godzin w ciągu dnia. Prócz internetu, to jego najskuteczniejszy i najdogodniejszy kontakt ze światem.
- Sam się nie ubiorę, nie wsiądę na wózek. Musi ktoś mi pomóc - wyjaśnia. Najczęściej jest przy nim właśnie Kamil, zawsze chętny do pomocy.
Z okna swojego pokoju Artur widzi przed blokiem młodych ludzi. Słyszy, o czym rozmawiają, jak się zachowują.
- Kiedy zaproszę ich do środka, stają się innymi ludźmi. Zmienia się ich sposób patrzenia na własne życie, przewartościowują je. Rozmawiają ze mną innym językiem - mówi Artur z nieskrywanym zadowoleniem, bo jego przykład jak żaden inny uczy pokory. Potem razem słuchają muzyki, oglądają filmy, a nawet grillują. Grill jest elektryczny. Dziewczyna Artura ma wszystko pod kontrolą.
Przez 15 lat nie mógł się doprosić rehabilitacji w domu. Jakby specjaliści od wspierania niepełnosprawnych nie rozumieli, że każde wyjście z łóżka to problem. Wreszcie do urzędników dotarło, że jego 33-letni organizm wymaga specjalnej troski.
- Ciągle jestem pozytywnie nastawiony do swojego życia - przekonuje Artur Szaflik. - Maciek mówi, że jego życie to linia prosta: praca - dom, praca - dom. Moje życie przypomina sinusoidę góra - dół, góra - dół.
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?