Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Małgorzata Frankiewicz-Stępniewska - „To praca wymagająca odwagi i samokontroli”

Sona Ishkhanyan
Małgorzata Frankiewicz-Stępniewska, pielęgniarka z Gniezna, zdobyła I miejsce w Wielkopolsce w eliminacjach wojewódzkich ogólnopolskiego konkursu „Pielęgniarka Roku 2016”. W związku z tym reprezentować będzie Wielkopolskę w eliminacjach krajowych konkursu. W ZOZ Gniezno pracuje od 1986r. Sukcesywnie podnosząc swoje kwalifikacje zawodowe. Rozmawiamy z nią o trudnościach, wyzwaniach i chwilach satysfakcji związanych z zawodem.

Małgorzata Frankiewicz-Stępniewska - „To praca wymagająca odwagi i samokontroli”

Dlaczego wybrała Pani taki zawód?
- Można powiedzieć, że to tradycja rodzinna. Mama była pielęgniarką, tata przez wiele lat pracował w służbie zdrowia, był konserwatorem i naprawiał sprzęt medyczny. Temat zdrowia dużo się przewijał u nas w rodzinie. Choć mama często odradzała, mówiąc, że pielęgniarstwo to ciężka, wiążąca się z dużą odpowiedzialnością i często niewdzięczna praca, to jednak zarówno ja, jak i siostra zdecydowałyśmy się iść tą samą drogą, co ona.

Pracuje Pani w zawodzie ponad 30 lat, bo od 1895. Co jest sprawa największe trudności?
- Trudności są jak w każdym zawodzie. W naszym przypadku to np. braki kadrowe, do tego coraz bardziej rozbudowana dokumentacja, co z kolei skutkuje brakiem czasu dla samego pacjenta. To zaplecze dokumentacyjne, często jest niewidoczne dla zwykłego pacjenta, który nie dostrzega tego wysiłku. Potrzeba jest samych opiekunek medycznych. Są takie szkoły i coraz więcej osób się kształci w tym kierunku, ale większość z nich wyjeżdża z kraju, bo praca zagranicą jest bardziej opłacalna. Przez to, że normy zatrudnienia są tak niskie, jesteśmy bardziej obciążeni pracą. Często chciałybyśmy mieć więcej czasu na bliższy kontakt z pacjentem, a tego nie mamy, bo zazwyczaj robimy wszystko w biegu. A wyzwaniem jest to, by móc sprostać oczekiwaniom pacjenta. Jest to niezwykle trudne zadanie, bo chory człowiek często ma pretensje do całego otoczenia. Należy się wykazać szczególną empatią i cierpliwością. Szczególne podejście należy mieć do dzieci, to grupa najbardziej wymagająca. Dodatkowo na oddziale dziecięcym mamy do czynienia z rodzicami, którzy często są załamani chorobą swoich pociech, a niekiedy bardziej panikują niż samo dziecko. Należy jednak szanować ich uczucia, umieć z nimi rozmawiać i przetłumaczyć pewne działania.

Co sprawia w takim razie satysfakcję z pracy?
- Największą satysfakcję sprawia mi uśmiech podopiecznych. Świadomość niesienia pomocy, wyznanie pacjenta, że na mnie czeka. Oprócz oddziału dziecięcego, pracuję także w opiece długoterminowej domowej oraz hospicjum domowym. Tam bardziej widać, jak moi pacjenci się cieszą, jak tylko mnie widzą. Świadomość, że mogę im w jakimś stopniu ulżyć, pomóc w walce z chorobą sprawia, że czuję się potrzebna. Z kolei na oddziale dziecięcym raduję się każdym niewinnym uśmiechem dzieci, bo to zdobycz bezcenna, najbardziej wymagająca wysiłku. Dziecko nie rozumie, że kłucie ma mu pomóc w leczeniu, a jeżeli się nie zadba o odpowiednie podejście, może cię do końca życia kojarzyć jaką tę najgorszą. Więc usłyszeć radosny okrzyk „o, w końcu przyszła moja siostrzyczka!” to nie lada wyzwanie.

Wspomniała Pani o pracy przy hospicjum domowym. Są to przypadki ciężkie, nieuleczalne, wymagające silnej psychiki i odwagi. Czy często wspomina Pani o nich, przenosi do życia prywatnego?
- Wymaga to ogromnej samokontroli, bo przede wszystkim nie można przy pacjencie pokazać swojej słabości, wzruszenia, czy łez. Takie historie, a zwłaszcza jeśli mam do czynienia z osobą młodą, wywołują u mnie wzruszenia, niekiedy potok łez, którym daję upust dopiero po zamknięciu za sobą drzwi od mieszkania pacjenta. W domu zamęczam męża moimi dygresjami, pytaniami typu: „ciekawe, czy ta dziewczyna czuje się już lepiej?”, „czy temu Panu pomoże leczenie?”, „czy do tej starszej Pani przyszedł ktoś, by ją odwiedzić, bo tak bardzo wyczekiwała tego?”. Mąż często poucza mnie, że powinnam nabrać dystansu, ale nie jest to możliwe. Wypłakałam niejeden pogrzeb, ale wciąż nie tracę wiary i nadziei na uzdrowienie moich pacjentów.

Zdobyła Pani I miejsce w Wielkopolsce w konkursie wiedzowym i reprezentować będzie Pani nasze województwo na szczeblu krajowym. Jak długo się do niego Pani przygotowała?
- Zostałam wytypowana przez zakład pracy do udziału na szczeblu wojewódzkim. Test składał się z 60 pytań dotyczących szerokiej wiedzy ogólnopielęgniarskiej. Szczerze mówiąc, nie spędziłam wiele czasu nad nauką rzeczy stricte praktycznych, bo ciągle jestem aktywna zawodowo, uczę się i rozwijam, poprzez nowe szkolenia. Wciąż jestem spragniona nowej wiedzy. Obecnie świat rozwija się w bardzo szybkim tempie, dlatego też należy być na czasie z wiedzą potrzebną do pełnienia naszego zawodu. Do tego dochodzi wiele lat pracy i doświadczenia. Być może to zadecydowało o sukcesie. Sama bardzo byłam zdziwiona, ponieważ przyznam, że jedyne, czego się uczyłam bezpośrednio przed konkursem, to historia pielęgniarstwa polskiego.

Co dla Pani oznacza ten sukces?
- Nie będę ukrywała, że to ogromna satysfakcja, a zwłaszcza, że to konkurs dotyczący wiedzy o zawodzie, ale też motywacja do dalszego działania. Obecnie dość aktywnie wzięłam się do przygotowań do kolejnego etapu. Polega on na przygotowaniu prezentacji pod hasłem „Bezpieczne pielęgniarstwo oznacza bezpieczny pacjent”. Nie ma jeszcze konkretnych wytycznych, natomiast ja już mam mnóstwo pomysłów, które chciałabym zrealizować, bo dojście do tego etapu zobowiązuje.

od 12 lat
Wideo

echodnia Ksiądz Łukasz Zygmunt o Triduum Paschalnym

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto