Pogrzeb Arkadiusza Brody. Górnik nie przeżył wybuchu metanu w kopalni Pniówek. Zmarł poparzony w Siemianowicach. Zginął, ratując kolegów
W żorskiej dzielnicy Rogoźna, gdzie mieszkał odbyły się uroczystości pogrzebowe Arkadiusza Brody ostatniego z dziewięciu zmarłych górników z kopalni Pniówek, który zginął na skutek poparzeń w wybuchu metanu. Mszy świętej pogrzebowej, która odbyła się w kościele pw. Najświętszej Maryi Panny, podczas której 48-latka żegnała rodzina bliscy i koledzy z pracy przewodniczył biskup Grzegorz Olszowski.
Poruszającą homilię wygłosił z kolei jej proboszcz ksiądz Henryk Kulas. Kapłan odwołując się do słów świętego Pawła, czy świętego Augustyna i modlitwy górników do ich patronki, świętej Barbary, a także Ewangelii mówił w niej między innymi o nieuchronności śmierci, która jednak dla osób wierzących powinna być niczym zmiana adresu zamieszkania na ziemi.
- Niebo to jest nowy adres naszego brata Arkadiusza. Drogi Arku mówimy Ci nie żegnaj, ale do zobaczenia. Czekaj tam na nas, ze świętą Barbarą, ze swoimi kolegami. Może nie na szychcie, a już na wolnym, bo nie da się przecież fedrować całą wieczność - powiedział ks. Kulas.
Proboszcz parafii w Rogoźnej wspominał zmarłego jako człowieka bardzo troskliwego. Dbanie o innych cechowało go zarówno w domu jak i w pracy.
- Troszczył się o nich, o żonę i dzieci, ale usłyszałem także, że kiedy trzeba było uciekać (w momencie wybuchu metanu - przyp. red) jeszcze jednemu, drugiemu, trzeciemu koledze pomagał wyjść. Może oni jemu zawdzięczają życie - dodał kaznodzieja.
Słowa proboszcza żorskiej parafii o uratowanych w kopalni kolegach potwierdził Aleksander Szymura, dyrektor ds. pracy w kopalni Pniówek, który reprezentował na pogrzebie Jastrzębską Spółkę Węglową. Dyrektor zakładu, w którym 48-letni górnik pracował od 1992 roku, porównał Arkadiusza Brodę do kapitana jako ostatniego opuszczającego tonący statek.
- W nocy 20 kwietnia pod ziemią wydarzyła się niewyobrażalna tragedia. Wybuch metanu spowodował, że na dole kopalni stało się piekło. Kilkunastu pracowników znalazło się w bezpośredniej strefie zagrożenia. Jednym z nich był "kapitan Arkadiusz Broda", który pomagał swoim współpracownikom z oddziału wyjść z tego niebezpiecznego regionu. Był na posterunku do samego końca walcząc o każdego z poparzonych współpracowników. Kierował w sposób heroicznych walką o ich życie, nie patrzył na siebie. Prawdziwy zawodowy bohater, kapitan - przyznał Aleksander Szymura.
Jak dodał jeden z dyrektorów kopalni Pniówek, na takich cechach charakteru i bohaterstwie można kształtować autorytety moralne w społeczeństwie. - Dzieci można uczyć i wychowywać na właśnie takim bohaterze, który spoczywa teraz w trumnie. Solidarność górnicza, odwaga, tradycja, etos. To się samo nasuwa - wyliczał Szymura.
Dyrektor ds. pracy kopalni Pniówek zaznaczył również, że już indywidualną walkę zmarły górnik stoczył w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach, gdzie przez osiem dni toczył bój, by żyć i wrócić do żony oraz czwórki synów. Szanse na przeżycie były jednak marginalne. - 90% poparzeń i wiek 48 lat, to niestety przekracza magiczną cyfrę "100", którą lekarze uważają za graniczną do przeżycia - wskazał Aleksander Szymura, dodając, że mimo to 48-latek walczył do samego końca.
Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?